"Tosca" Giacomo Pucciniego w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Opera "Tosca" w nowej inscenizacji Barbary Wysockiej jest atrakcyjna muzycznie i wizualnie, choć niezbyt poprawna historycznie. Reżyserka przeniosła akcję z czasów napoleońskich do Włoch XX w. Przeciętnemu polskiemu widzowi mówi to niewiele, ale może się zachwycać melodyjną muzyką, świetnie graną pod batutą Tadeusza Kozłowskiego i pięknie śpiewaną belcantowymi głosami. Mimo galimatiasu polityczno-historycznego śledzimy głównie dramat miłości śpiewaczki do malarza, rozgrywający się w rzymskiej świątyni, a później w siedzibie włoskiej policji, co jest ukazane z rozbrajającą dosłownością. A jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, o co w danej scenie chodzi, to krótkie hasła rzucane na ogromne dekoracje, jak dymki w komiksie, stawiają kropkę nad i. Fakt, że Floria Tosca dokonuje samobójstwa w nietypowy dla kobiety sposób, można jakoś przeboleć.