Kto widział jedno tylko przedstawienie autorskie Janusza Wiśniewskiego, po wejściu na widownię Opery Wrocławskiej, mógł się domyślać, że za czerwoną kurtynką kryje się pokój z dzieciństwa artysty. "Czarodziejskie flety" podobne są jeden do drugiego w każdej niemal operze, ale "flet" przecież jest czarodziejski, więc ma prawo do inności. Niestety, bardzo rzadko trafiają się inscenizatorzy, którzy chcą i potrafią się zmierzyć z materią operową i jej wiekową tradycją wystawienniczą. Na szczęście Janusz Wiśniewski nie jest pokorny, jest przekorny i śmiały. Nie boi się cytatów, teraz już autocytatów, nie boi się operowania kliszami pamięci, nakładania własnych wyobrażeń na obrazy zaproponowane przez kompozytora i autora libretta. Janusz Wiśniewski przed przyjazdem do Wrocławia z pewnością otworzył swoją przepastną szufladę z figurkami, które ożywiał w "Panopticum...", "Końcu Europy", "Modlitwie chorego przed no�
Tytuł oryginalny
Flet w pokoju Wiśniewskiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza, Wrocław nr 53