Długo jakoś nie mogłem wybrać się na tego "Brela". A czytałem i słyszałem o tym spektaklu same pochwały. W końcu poszedłem, by na własne oczy i uszy przekonać się, że chwalący nic a nic nie przesadzili. "Brel" ma kilka atutów, które jednają mu publiczność. Mała salka zapewnia coś, co w przypadku podobnych imprez jest niezwykle ważne: nastrój. To nie teatr mający rzucać na kolana, ale występ typu kabaretowo-piwnicznego, gdzie widzowie wchodzą w bliski kontakt z aktorami: mają ich na odległość wyciągniętej ręki, mogą współprzeżywać te śpiewane mini-dramaty i brawurowe scenki. Atutem drugim, kto wie czy nie najważniejszym, są wykonawcy. Gwiazdą jest Michał {#os#21}Bajor{/#}, perfekcyjny warsztatowo i równocześnie bardzo dorosły, bardzo gorzki w podawaniu sceptycznych i mocno pesymistycznych point. Drugą gwiazdą okazała się Agnieszka {#os#7}Fatyga{/#}: ekspresyjna, bliższa Brechtowi niż Brelowi, który jest dla niej
Tytuł oryginalny
Flamandowie tańczą tak...
Źródło:
Materiał nadesłany
Szpilki Nr 42