Szwajcarski "Książę niezłomny" Michała Borczucha to raczej laboratorium rozważań wokół tekstu, oczywiste na etapie prób, później jednak trudne do ogarnięcia przez widza - o spektaklu wystawionym w Theater Basel (Szwajcaria) pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku Sieci.
Bodaj pięć lat temu, po premierze "Apokalipsy", spektaklu, który podpowiadał, gdzie znajdują się punkty zapalne Europy zmagającej się z kłopotem imigranckim, napisałem coś, co spokojnie mógłbym powtórzyć i dzisiaj: Borczuch to twórca, który dąży do uzyskania na scenie klimatu intymności, woli skupienie niż publicystyczny zgiełk (choć z publicystyki czerpie), nie wstydzi się pracować metodą prób i błędów, choćby wtedy, gdy na wielorakie sposoby konstruuje z aktorami dialogi. Do tej pory zdarzało się, że przynosiło to efekty frapujące, ale bardziej w drobnych fragmentach niż jako koncept całości. Podoba mi się także to, jak reżyser ten korzysta z ustawienia światła - dziś nie jest to często spotykana umiejętność. Jednak ostatnio jego teatr się zmienił, stał się jeszcze wyraźniej autotematyczny, ironiczny, i podaje w wątpliwość sens literackiej materii. W przypadku szwajcarskiej premiery "Księcia niezłomnego" Michał Borczuch dek