"Filoktet" w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.
W pierwszych chwilach słychać niepokojący riff gitarowy, nikle światło przenika przez kłęby mgły zaścielające scenę. Powoli nasyca się ona kolorem słońca i odsłania duży, jasny podest ustawiony pochyło ku widowni. Na otoczonym pustką płachetku przestrzeni żyje Filoktet, król Tesalii. Dziewięć lat temu wraz z Grekami brał udział w wyprawie na Troję, ale na małej wysepce Chryse ukąsił go wąż. Noga nie chciała się goić i straszliwie cuchnęła, a krzyki cierpiącego uniemożliwiały towarzyszom wyprawy sprawowanie świętych obrzędów wymagających ciszy. Odyseusz uprosił dowódców, by chorego porzucić na wyspie Lemnos. Dla Greków podstawową wartością człowieka była jego użyteczność, ułomnych strącano ze skały lub zostawiano swemu losowi. Filoktet przeżył. Pił wodę ze źródła i jadł mięso ptaków ustrzelonych łukiem sławnego Heraklesa. Dostał go w nagrodę za podpalenie stosu Heraklesa na górze Ojta; przysiągł też, że nie z