- Nie jestem sędzią ani prokuratorem. Dziennikarz, filmowiec, dramaturg tę samą historię mogą opowiedzieć sprzecznie, choć opierają się na tych samych faktach i dokumentach. Wszędzie bowiem czai się interpretacja - mówi Tadeusz Słobodzianek, dramaturg, reżyser, dyrektor Teatru Na Woli w Warszawie, nominowany do Nagrody Literackiej Nike 2010 za dramat "Nasza klasa".
Anna Bikont: Jak się pisze sztukę teatralną? Tadeusz Słobodzianek: Bierze się duży zeszyt, najlepiej w kratkę. Na pierwszej stronie pisze się: autor, tytuł, podtytuł i spis postaci. Na drugiej: konspekt całości. Na trzeciej: scena pierwsza, didaskalia dotyczące przestrzeni, w jakiej dzieje się scena pierwsza. I pisze się. Wiecznym piórem od brata. Po kolei. Żeby jak najszybciej dojść do końca. Na samych nieparzystych stronach. Na parzystych notuje się pomysły, które przychodzą do głowy w trakcie. Czytałem gdzieś, że Lenin tak pisał swoje dzieła. No, a potem zaczyna się przepisywanie i poprawianie na komputerze. I skracanie. W nieskończoność. Którą postać najdłużej poprawiałeś w "Naszej klasie"? - Zygmunta. Nie chciałem, żeby to było wcielone zło. Tę rolę miał grać w pierwotnej wersji Robert Więckiewicz i wciąż marudził, że nie ma motywu, że postać jest płaska, że ciągle gra takie czarne charaktery, a on ma w środku małe