"Mąż i żona" w reż. Andrzeja Bubienia w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Artur D. Liskowacki w Kurierze Szczecińskim.
"Mąż i żona" to jedna z tych sztuk Fredry, w których - spod warstwy komediowej szminki - najwyraźniej przebija gorzki, nawet bolesny grymas. Bo też był hrabia Fredro - czego przez lata woleliśmy w teatrze nie widzieć - dramaturgiem poważnie, ostro i bez złudzeń mówiącym o ludzkiej naturze. Bubień czyta więc "Męża i żonę" właśnie tak, przez pryzmat gry pozorów, dominujących w naszych wzajemnych relacjach bez względu na epokę. Aby podkreślić ponadczasową wymowę sztuki, potraktował jej intrygę jako muzyczną partyturę, akcję umieścił w umownej, czarno-różowej przestrzeni, której lustrzana sterylność przywodzi na myśl salę taneczną knajpy z pretensjami do szyku. Dobra to sceneria dla szlifowania kroków obłudy. Odbywa się w niej swego rodzaju pojedynek na słowa, gesty, miny i taneczne, podszyte erotyzmem kroki. Ale erotyka tego miłosnego czworokąta - który tworzą: Wacław (Grzegorz Młudzik), jego żona Elwira (Anna Januszewska), "przy