Po spektakularnych i pięknych sukcesach "Beztlenowców" oraz "Snu pluskwy" Teatr Nowy w Łodzi zdecydował wprowadzić do repertuaru "Wesele Figara" Pierre'a Beaumarschais. Dlaczego postanowiono grać komedię rewolucyjnego pisarza sprzed ponad dwustu lat - miała z pewnością odpowiedzieć inscenizacja. Tymczasem reżyser nie tylko nie potrafił przekonać do celowości wystawienia tej sztuki, ale jej realizacją sprawił, iż spektakl stał się autoparodią. Oglądało się go z narastającym zażenowaniem i zdumieniem. Zadziwiała wyjątkowa zawziętość reżysera w biciu widzów młotkiem po głowie przez ponad trzy godziny. Ale i tak bardziej od Beaumarschais (wszak on już nic nie czuł) żal było mi aktorów, wystawionych na "żer". Ogrom pracy, jaki musieli włożyć w inscenizację (w której zresztą aż roi się od pomysłów) ich wysiłek i starania zostały zaprzepaszczone. Najbardziej przykro było mi patrzeć jak Juliusz Chrząstowski (wspaniały Hrabia), Wojciec
Tytuł oryginalny
Figaro z nożem w plecach
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Łódzki - Wiadomości Dnia nr 83