JEDEN z najgenialniejszych kompozytorów, jakich wydała ludzkość, Ludwig van Beethoven, napisał jedną operą pod tytułem "Fidelio". Mistrz symfonii, kwartetu, sonaty, operę swoją pisał długo, wciąż przerabiając, skreślając i dopisując nowe fragmenty. Tworzył mozolnie, z takim samym mniej więcej trudem, jak inne utwory. Jednak w owych innych dziełach inwencja jego szybowała, pobudzała do wciąż nowych rozwiązań kompozytorskich. W przypadku opery "Fidelio", sprawa się miała zgoła inaczej.
Gatunek operowy, dramat sceniczny z muzyką, niezbyt leżał w naturze Beethovena. Chciał jednak napisać taki utwór. Przystępując do pracy, prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że właśnie ów gatunek stanie się dla niego gorsetem, krępującym twórcze poczynania. Beethoven - "buntownik" jednak zwyciężył siebie i oporną materię. Operę napisał, ale jakże inną od powstających w tych samych czasach. Partytura pełna jest świetnych pomysłów lecz jak na Beethovena, jakby nie rozwiniętych do końca. Dużo w niej muzyki pięknej, ale sporo też po prostu, nijakiej. Jak trudno szło Beethovenowi pisanie "Fidelia" świadczy m.in. fakt, że łatwiej było mu skomponować aż cztery uwertury do tej opery, niż wycyzelować zapisane fragmenty dzieła. Co się tyczy libretta, to - jak słusznie napisał Bohdan Pociej w drukowanym programie - "nie jest zapewne arcydziełem literatury dramatycznej (...), ale jest dramatycznie poprawne, ma dobry węzeł dramatyczny, punkt k