Jakie to tradycyjne, jakie polskie - powiedziała jedna z młodych Francuzek, gdy o wpół do pierwszej w nocy z soboty na niedzielę kilkuminutowe brawa zakończyły "Iwonę, księżniczkę Burgunda" w reżyserii Grzegorza {#os#13932}Jarzyny{/#} ze Starego Teatru w Krakowie. Ale pierwszy od lat polski spektakl na festiwalu awiniońskim podobał się publiczności. Na tle rozszalałych w pseudo-awangardowej pasji reżyserów prezentujących swe przedstawienia w Awinionie, Jarzyna rzeczywiście wyrasta na tradycjonalistę. Nie tylko zresztą we Francji. Po premierze "Bzika tropikalnego" w warszawskich Rozmaitościach został okrzyknięty jednym z najzdolniejszych przedstawicieli młodego i, cokolwiek by to znaczyło, "czaderskiego", transowego teatru. Oceniając dziś zarówno "Iwonę", jak i późniejszego "Doktora Faustusa" oraz "Myszkina" trzeba zweryfikować znaczenie formuł używanych do określenia twórczości Jarzyny. Wypada zgodzić się z młodą Francuzką ogląda
Tytuł oryginalny
Festiwal w Awinionie. Niewdzięczna prostota.
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita Nr 165