Jedni grali z sercem, drudzy z przytupem, a trzeci w transie. Pisze Ewa Hevelke z Nowej Siły Krytycznej.
Nastrój dnia trzeciego można było zmierzyć intensywnością braw na widowni. Jedne spektakle przywitano brawkiem, inne brawem, inne gwizdami i owacją na stojąco. Zawiedzeni i rozczarowani gorliwie szukali rąk, które im opadły. Pewnie dlatego część widzów opuszczała widownie teatrów ze spuszczonymi głowami. "Eskurial" przywieziony przez meksykański Autonomiczny Uniwersytet Narodowy wywołał mieszane uczucia. Gorliwiej widzowie nagradzali dobre chęci aktorów i reżysera, niż efekt końcowy całości. "Eskurial" Michela de Ghelderode, opowieść o zdradzie i zemście, odkrywał starą prawdę, że błazen może trzymać w ręku atrybuty władzy, jednak to zawsze król ją sprawuje, nawet jeśli samotnie siedzi na tronie. Żeby być królem nie można mieć skrupułów nawet w obliczu śmierci. Błazen, który w swej prześmiewczej prostocie zachowuje jeszcze ludzkie odruchy, traci rządy, które sprawował w zabawie - okrutnej przebierance. Siłą inscenizacji