Nie wszystkie spektakle na festiwalu muszą robić wrażenie. Niektóre ogląda się, by kilka chwil później o nich zapomnieć. Są też takie, które rozczarują i te, o których będzie się tylko słuchać i notować, bo sukces frekwencyjny zaskoczy organizatorów. Pisze Ewa Hevelke z Nowej Siły Krytycznej.
Czwarty dzień nie przyniósł specjalnych rewelacji. "Nowy dom" Ludmily Razumovskayej, przywieziony z Nowego Sadu na pewno nią nie był. Warto jednak zwrócić uwagę, że zagrano go w postindustrialnej przestrzeni M25. Dla przedstawienia wykorzystano wszystkie możliwości miejsca. Na zasadzie ronda spektakl rozpoczęto jeszcze przed wejściem do klubu i zakończono go wyprowadzając widzów z sali. Całość toczyła się w różnych częściach wnętrza, tak, że widzowie nadążając za akcją przemieszczali się razem z krzesłami. Historia dzieci z marginesu, które starają się w otaczającym ich świecie znaleźć miejsce dla siebie, jest raczej sztampowa, chociaż miejscami dramatyczna. Młodociany materiał na przestępców, dzieci bez kręgosłupa społecznego, wychowane według zasady "bijesz, albo jesteś bity", uczą się uczuć. Żyją z dnia na dzień, od jednej wyżebranej paczki chipsów do drugiej, od jednego rozboju do drugiego, od ustawienia się w tym świecie