Okazuje się, że istnieje możliwość pokazania aktorskich umiejętności bez drastycznych reżyserskich dybów - o Festiwalu Szkół Aktorskich pisze Joanna Michałowska z Nowej Siły Krytycznej.
Przy okazji każdej kolejnej edycji festiwalu powraca to samo pytanie. Jakie powinny być proporcje inscenizacji do prezentacji aktorskich umiejętności? Trzeci dzień festiwalu odpowiedział na to pytanie. Czwartkowy wieczór teatralny przyniósł dwa przedstawienia, które wspomniane proporcje ustaliły w sposób absolutnie odmienny. Wrocławska szkoła sięgnęła po "Wesołe kumoszki z Windsoru"" Williama Szekspira. Reżyserii podjął się Remigiusz Brzyk i okazał się zdecydowanie nadopiekuńczy. Jego realizacja pełna jest przeróżnych teatralnych gadżetów, między którymi giną młodzi aktorzy. Natrętne miganie stroboskopu i inne zabawy światłem i planami gry sprawiają, że aktorów nie widać. Głośna i agresywna muzyka z off'u obecna niemal w połowie spektaklu uniemożliwia słyszenie dialogów. Potencjał wrocławskiego zespołu, który ukazał się w całej okazałości we wtorkowych "Zwyczajnych szaleństwach", został zakrzyczany przez pomysły inscenizacyjn