"Romeo i Julia" w reżyserii Krzysztofa Rekowskiego ma zadatki na znakomity spektakl. Niestety jego twórcy grzeszą niekonsekwencją - specjalnie dla e-teatru pisze z Gdańska Paweł Sztarbowski.
Miejscem akcji jest zdezelowane blokowisko i otaczający je betonowy parkan (znakomita, funkcjonalna scenografia Macieja Chojnackiego). Na obrzydliwym podwórku z rozlanym śmierdzącym bajorem sąsiadują ze sobą skłócone rodziny Caputettich i Monteckich. Tu pojawia się pierwsza niekonsekwencja - mimo podłych mieszkań członkowie obu rodów ubierają się tandetnie acz drogo i porządnie. Finansowo powodzi im się chyba nieźle. Ojcowie domów to cwaniaczki, może gangsterzy, może drobni biznesmeni spod ciemnej gwiazdy, tym bardziej, że Książę, przed którym odczuwają respekt, jeździ na eleganckim wózku inwalidzkim i stylizowany jest na szefa mafii a la Marlon Brando w "Ojcu chrzestnym". W tym obskurnym otoczeniu i podejrzanym towarzystwie odegrana zostanie tragedia miłosna. Romeo to marzyciel z gitarą, Julia - bujające w obłokach dziewczę z rozwianym włosem, które czeka na księcia z bajki. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie nienaturalny język, którym boh