Tegoroczny Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych był dwudziestym pierwszym z kolei. W jednej z karcianych gier liczbę dwadzieścia jeden określa się mianem "oczka". Ale dla Ministerstwa Kultury i Sztuki wrocławski festiwal stał się oczkiem w głowie znacznie wcześniej - nie czekano do jego dwudziestej pierwszej edycji. Miał być remedium i na niedomogi współczesnej polskiej dramaturgii, i na słabości sztuki teatru. Patrzono w to oczko czujnie, jakby z jego barwy, z tego, czy mruga, czy też jest szeroko otwarte, wywieść można było horoskop dla naszej przyszłości, określić temperaturę życia społecznego. Pewnie spodziewano się za wiele, dlatego też w ostatnich latach festiwal marniał, wiądł w oczach. Sztuki nietypowe, ostre, z trudem torowały sobie drogę na festiwalowe sceny - były zbyt kłujące: oczko mogłoby zacząć łzawić. A jak w takim stanie podejmować festiwalowych gości, tłumaczy literatury polskiej? W tej sytuacji i wrocławska publiczno
Tytuł oryginalny
Festiwal - oczko
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 9