Z łańcuckimi festiwalami na przestrzeni dziejów bywało różnie; gdy idzie jednak o ten ostatni, pięćdziesiąty siódmy już z rzędu, to liczba wydarzeń wysokiej klasy z pewnością znacznie przekroczyła minimum - o Festiwalu Muzycznym w łańcucie pisze Józef Kański w Ruchu Muzycznym.
Pewien doświadczony bywalec muzycznych imprez powiedział kiedyś, że jeśli w trakcie jakiegoś festiwalu przynajmniej dwa koncerty lub przedstawienia zyskają opinię artystycznych wydarzeń wysokiej klasy, to wystarczy to, aby całe przedsięwzięcie można było uznać za udane. Z łańcuckimi festiwalami na przestrzeni dziejów bywało różnie; gdy idzie jednak o ten ostatni, pięćdziesiąty siódmy już z rzędu, to liczba wydarzeń wysokiej klasy z pewnością znacznie przekroczyła wspomniane na początku minimum. Rozpoczął się ten festiwal od razu mocnym uderzeniem - gościnnym występem zespołu Opery Lwowskiej z przedstawieniem "Balu Maskowego" Verdiego, danym w plenerze, czyli na zbudowanej specjalnie w tym celu przed frontem monumentalnego zamku Potockich potężnej scenie. Dało to możliwość śledzenia spektaklu ponad trzy i pół tysięcznej widowni, podczas gdy przepiękna skądinąd sala balowa łańcuckiego zamku mieści niewiele ponad dwustu pięćdziesi�