Trudno powiedzieć, jaki był cel adaptacji Piotra Siekluckiego i Waldemara Śmigasiewicza - o Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu pisze Anna Bielecka-Mateja z Nowej Siły Krytycznej.
Na Festiwalu Gombrowiczowskim dało się słyszeć głosy, że powieść na scenie jeśli zaistnieje, to zawsze ze szkodą dla pierwowzoru. Są teatralne słowniki i kompendia wiedzy, które donoszą, że adaptacja to wynik nienasyconych ambicji reżyserów, którym dramaturgia przestała wystarczać. Tymczasem stare pytanie Lessinga o granice sztuk warto i trzeba poszerzyć o cel tej nieodzownej ekspansji, uwikłanej przecież w kulturowe i socjologiczne przemiany. Jaki był cel adaptacji Piotra Siekluckiego i Waldemara Śmigasiewicza - doprawdy trudno powiedzieć. Dziwne to dzieło, "Trans-Atlantyk". Dziwniejsze jednak w teatralnym wydaniu kieleckiego teatru pod okiem reżyserskim Piotra Siekluckiego, a najdziwniejsze jego rozległe interpretacje o "polskim piekiełku" i wadach rodzimych, bo narodowych przeniesionych za - albo przez ocean, jak chciał sam Gombrowicz. Rodzinności tam żadnej, za wyjątkiem więzów krwi Tomasza i Ignacego, i całe szczęście, bo czyż nie o jej r