"Ferdydurke" razy dwa to inscenizacje nie do porównania. Na pierwszą zaprowadziłabym młodzież szkolną, na drugą kółko emerytów i rencistów - o Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu pisze Anna Bielecka-Mateja z Nowej Siły Krytycznej.
Ferdydurke to ponoć gombrowiczowski "szlagier". Taką informację wyczytałam w festiwalowej gazetce redagowanej przez uczniów miejscowych szkół średnich i studentów. Autor pewnie ucieszyłby się na te słowa równie mocno, jak na niedawne jeszcze przepychanki na liście lektur szkolnych, z których za sprawą znanego wszystkim ministra został usunięty i okrzyknięty propagatorem pederastii i antywzorem. Pamięć mnie raczej nie myli, gdy dodam, że to właśnie "Ferdydurke" zostało mi podyktowane jako lektura obowiązkowa przed maturą i omówiona w nadzwyczaj grzecznym i poprawnym tonie. I tylko śmiechy pod ławką dowodziły, że większość jest "uświadomiona" i nie w smak jej układne i przykładne analizy. Niestety piętno szkolnych murów ciąży nad "Ferdydurke" także w teatrze. Dowód to dwie inscenizacje na VIII Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu. Pierwsza, inaugurująca trwający ponad tydzień festiwal, to najnowsza premiera radomskiego teatru. "Ferdydurk