Rok 2016, w którym Wrocław pełnił obowiązki Europejskiej Stolicy Kultury, za nami. Organizatorzy odtrąbili sukces, media rozdały cenzurki, jednych chwaląc i głosząc zasługi, innych ganiąc i wyciągając niedociągnięcia. Niejasna pozostała tylko kwestia, ile w programie wrocławskiej ESK pozostało z aplikacji "Przestrzeni dla piękna", którą pięć lat temu Wrocław uwiódł paryskich jurorów i zdobył zaszczytny tytuł - pisze Mariusz Urbanek w miesięczniku Odra.
Bo po upływie roku kulturalno-europejskiej stołeczności Wrocławia pozostaje wrażenie, że choć działo się w tym czasie sporo i czasem nieźle, to nie miało to wiele wspólnego z deklaracjami złożonymi przez Wrocław w czasie ubiegania się o tytuł. Owszem, podczas kończących kadencję Wrocławia uroczystości o aplikacji wspomniano, prezydent Wrocławia wymienił nawet nazwisko jej głównego redaktora prof. Adama Chmielewskiego, ale nad tym, ile i co udało się zrealizować, specjalnie się nie rozwodzono. Bo też temat nie był wygodny, gdzieś po drodze zgubiło się to, co było w aplikacji najważniejsze. Otwarcie się na dzielnice i środowiska wykluczone z kultury, dla których udział w wydarzeniach z zakresu kultury i sztuki jest trudny podwójnie. Bo nie tylko trzeba chcieć w kulturze uczestniczyć, ale przede wszystkim mieć po temu możliwości. MIĘKKIE PODBRZUSZE MIASTA Aplikacja wychodziła od tezy, że skoro z finansowanej przez samorząd - a więc pr