Dziś na warszawskim Okęciu wyląduje samolot z połączonymi siłami teatralnymi Provisorium i Kompanii Teatr, twórcami niezwykle udanej adaptacji gombrowiczowskiej "Ferdydurke". Była pokazywana w Ameryce ponad półtora miesiąca, na dwóch przedstawieniach w Pensylwanii, ośmiu w Nowym Jorku i dwunastu w Kalifornii.
Wszędzie, gdzie wystawiana była lubelska wersja "Ferdydurke", potwierdzało się w sposób oczywisty jedno: wizjonerska aktualność twórczości Witolda Gombrowicza. Mimo upływu czasu, jaki dzieli pierwszą publikację "Ferdydurke" w 1937 roku i dzień dzisiejszy, jej fundamentalne pytania: ile natury, a ile kultury w egzystencji ludzkiej? - wciąż absorbują, niepokoją i zmuszają do zastanowienia. Oczywiście materia literatury musiała zostać stosownie przełożona na tworzywo dramaturgiczne. Tak się stało, a co komplementowała krytyka amerykańska, zarówno w Nowym Jorku, jak i Los Angeles? Nie szczędziły komplementów i "Village Voice", i "Time Out" i "Los Angeles Times". Jeden z najwybitniejszych teatrologów na świecie, prof. Jan Kott uczynił porównanie lubelskiego spektaklu do słynnej kantorowskiej "Umarłej klasy". Gdy niżej podpisany usiłował wydobyć bardziej zniuansowane porównanie obu produkcji, profesor Kott odparł: - "Umarła klasa" to dzieło wyb