Gdyby mnie ktoś pół roku temu spytał, czy może się powieść próba zaadaptowania prozy Gombrowicza dla potrzeb teatru telewizyjnego, odpowiedziałbym bez namysłu, że nie może. Po pierwsze dlatego, że każda proza na adaptacji traci; w wypadku Gombrowicza ryzyko strat wydaje się szczególne ze względu na kształt narracji. Obawę tę potwierdzały, jak dotąd, doświadczenia sceniczne, adaptacje "Trans-Atlantyku", "Pornografii", "Ferdydurke" ani razu jeszcze nie dały choćby namiastki tej gry, którą Gombrowicz prowadził z językiem i w języku. Po drugie, telewizja, która spełnia nie zachęcającą rolę nowoczesnej biblii pauperum, niesie ze sobą inne niebezpieczeństwo: chodzi już nie tylko o dosyć oczywistą (niemożność ekwiwalentyzacji prozy (w określeniu "mały ekran" kryje się nuta ironiczna, lecz także o nieuchronne spłaszczenie problemów; spłaszczenie, które bierze się choćby z typu odbioru widowisk telewizyjnych. Z wymienionych powodów bilans
Tytuł oryginalny
"Ferdydurke" w Telewizji
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 7