Im bardziej popularna powieść, tym trudniej poddaje się ona przenosinom w wymiar sceny. Pomiędzy zabiegami adaptatora a chłonnością widza staje tegoż widza wiedza o bohaterach. Każdy szkicuje ich na sposób własny, a nikt nie posiadł monopolu na ogólnoobowiązujący obraz Zagłoby, Wokulskiego czy Stefci Rudeckiej: popularność powieści kradnie ją de facto scenie. Bo już nikt nie będzie w stanie przekonać widza, iż musi zrezygnować z indywidualnego malunku na rzecz tego co zaproponował mu adaptator, a potem aktor. Wielkość Wiecha zawiera się cała w magli jego felietonów, wymyślił tam sobie język, którym nikt przedtem nie mówił, stworzył dla tego języka tłum uroczych ludzi, co go używają. I siła pisarskiej iluzji zwyciężyła realność: prawdziwi ludzie poczęli "mówić wiechem", realni obywatele Szmulek i Targówka uznali się za Walerych Wątróbków, za Teosiów Piecyków, za Gienie. Genialny zmysł podpatrywania życiowych sytuacji przemnoż
Tytuł oryginalny
Ferajna Maniusia Kitajca
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 152