Czy można odczytać na nowo twórczość Aleksandra Fredry? A jeśli - tak - to czy warto? Po co nam ta nowa wiedza o kimś, kto tak znakomicie funkcjonuje w naszej wyobraźni: w układanej z trudem pokoleń historii literatury, w codziennym życiu teatru, w świadomości czytelników i widzów, nawet tych najbardziej przypadkowych, dla których również jest Fredro kimś dobrze znanym i identyfikowanym. No właśnie - aż za dobrze znanym i identyfikowanym, za dobrze - bo aż do banału. Fredrę - najpopularniejszego od z góry stu lat autora dramatycznego w Polsce (nikt nie jest w stanie z nim konkurować pod względem ilości premier; w samym tylko sezonie 74/75 miał Fredro 22 realizacje, w rok później - 28), spotkał straszny właściwie los. Obecne są (bezustannie!) jego teksty, nieobecny jest on sam - bo nikt nie wyczytuje go z tekstów, nikt nie poszukuje w nich niczego więcej nad radość zręcznej intrygi i piękny język: co aktorowi służy, a widza cie
Tytuł oryginalny
Felieton przedpremierowy
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wybrzeża nr 14