Ważne premiery poprzedza zwykle, w kręgach teatromanów, oczekiwanie nie pozbawione lek-kiego podniecenia. A to wiadomo, że aktor ma nadzwyczaj ciekawą rolą, a to reżyser zadanie szczególnie trudne, to znów sztuka sama budzi jakaś niecierpliwość, tę wstępną - aby ją prędzej zobaczyć na scenie. Zjawisko takiego oczekiwania, jeśli się utrwali, jeśli przechodzi w nawyk, jest w końcu nadzwyczaj pożyteczne. A czasem bardziej nawet interesujące niż późniejsza konfrontacja sceniczna własnych wyobrażeń. Zjawisko jest pożyteczne i nie rozumiem, dlaczego tak mało dbają o jego kultywowanie same teatry. A nie dbają przez to, że swoje premiery wypuszczają hurtem, nie pozwalając w każdej z nich z osobna zawczasu się rozsmakować. Wiem, że bywają to decyzje dyktowane przyczynami organizacyjnymi, technicznymi, obsadowymi, ale przecież kiedy te wewnętrzne przyczyny stanowią istotę teatru, nie one przynajmniej stanowią o jego obcowaniu z widownią. Marzec
Tytuł oryginalny
Felieton o premierach
Źródło:
Materiał nadesłany
"Życie literackie" nr 14