Piszący o teatrze, próbujący zająć się tą dziedziną na poważnie, pragnąc mieć mandat do tego, by na koniec sezonu podsumowywać, wydawać noty i opinie, powinien obejrzeć, myślę, minimum sto przedstawień. No, chyba, że ogląda je z pozycji "unieruchomionego" Warszawiaka. Tymczasem, już kilka lat temu, życie teatralne wyniosło się z Warszawy. Znam jedynie wyjątki dobrych, stołecznych spektakli - pisze Bartłomiej Miernik w felietonie dla e-teatru.
Anka wysłała mi paczkę fotek. Taki miły mail, pod tytułem: no co tam słychać i dołączone kilkanaście zdjęć ze spotkania klasowego, z sierpnia. Nie widzieliśmy się 19 lat. Na spotkanie nie dojechałem. Siedzę teraz w autobusie do Kielc i oglądam. Faceci niemal wszyscy z wydatnym brzuszkiem, kobiety, których nie rozpoznaję, w strojach odświętnych. Wszyscy w ekscentrycznym "ceratowo-goździkowym" lokalu na Podkarpaciu. Po spotkaniu, pamiętam, zadzwoniła do mnie Aneta. Że wszyscy już co najmniej z dwójką dzieci, że tylko ja bez rodziny. I dobrze, że nie pojechałem, nie pasowałbym. Oglądam te pokraczne kadry kolejny, trzeci już raz. I kiełkuje myśl, że coś za coś. Że na życie rodzinne muszę jeszcze poczekać, na wspólne łóżko, stół, dzieci i kota. Próbuję teraz zliczyć, w ilu hotelach spałem, w ilu łóżkach, garderobach teatralnych, pokojach gościnnych, tylko w tym roku. Ile felietonów napisałem na hotelowych biurkach? Piszący o tea