Musiał chyba Mars wejść w koniunkcję z Saturnem, bo na stronach kulturalnych różnych czasopism wiele osób równocześnie dało upust emocjom negatywnym. Rzecz charakterystyczna - często bez wymieniania przeciwnika. Jakby nie zasługiwał na polemikę, można by pomyśleć, gdyby nie narzucające się zaraz pytanie: gdyby nie zasługiwał, to po co polemizować? Przyjrzyjmy się dwóm pismom, które naczelny "Czasu Kultury" Rafał Grupiński uznał w swoim periodyku (oczywiście bez wymieniania tytułów) za centra SIECI tłumiącej debatę kulturalną w Polsce: "Tygodnikowi Powszechnemu" ("jednemu z najpoczciwszych tygodników") oraz naszej "Gazecie" ("jednemu z głównych dzienników") Oto w "Gazecie" (wydanie stołeczne, 6 stycznia) Andrzej Wajda oburza się (nie wymieniając z nazwiska) na recenzenta "Fedry" Romana Pawłowskiego. Porównuje Pawłowskiego - nie wprost, ale aluzję nietrudno zrozumieć - "do przygłupa, który w teatrze nudzi się, nim cokolwiek zrozumie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza, Nr 14