Nieba chciałoby się przychylić Bogdanowi Augustyniakowi za to, że pokazuje jak można ciągnąć teatr w tak trudnych warunkach: bez zespołu, z dotacją tylko na koszty stałe, bez grosza subwencji na produkcję spektakli. I za to, że ma jeszcze tak niedzisiejsze, romantyczne pomysły jak władowanie części zysków z jakichś "Ań z Zielonego Wzgórza" w niekomercyjną "Fedrę". Pech chce jednak, że ta ,,Fedra", która mogła być (i może miała być) prowokacją wobec scen produkujących w ciepełku dotacji komercję czystą - jest artystycznie całkiem nieudana. To niezbyt zrozumiała i niezbyt zajmująca historyjka rozgrywana w scenerii przypominającej radziecką awangardę minionych lat (jakieś podesty, jakiś symboliczny koń ze szczap, światła w głębi jak reflektory samochodu) i w rozpaczliwie pobrzydzających aktorów kostiumach. Zwyczajnie nie wiem, co chciała grać Anna Chodakowska w roli tytułowej: nie ma nic przyciągającego uwagę, dramatycznego, wstrząs
Tytuł oryginalny
FEDRA
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 38