Teatr Wielki w Warszawie odkrywa polskiej publiczności "Fedorę" Umberto Giordana. Podczas premierowego przedstawienia aprobatę publiczności dla inscenizacji dzieła dało się wyczuć tylko dwa razy. I to dopiero w finale dramatu. Głębokie westchnienie towarzyszyło odsłonięciu kurtyny w III "szwajcarskim" akcie - w górskim krajobrazie zdało się brakować tylko krowy z telewizyjnej reklamy czekolady "Milka". Po raz drugi dyskretny zbiorowy chichot rozległ się, gdy na scenie pojawił się "prawdziwy" bicykl, (zaraz potem jechała na nim - śpiewając! - Krystyna Wysocka-Kochan). Sam dramat uwikłanej w tragiczne miłości rosyjskiej księżnej, jakoś nie porywa. O tym, jak interesująco został on ujęty przez autora "Fedory" Victoriena Sardou oraz librecistę Arturo Colauttiego dowiadujemy się z pięknego graficznie i solidnie merytorycznie przygotowanego programu. Ze sceny, niestety, wieje nudą. Trudno od razu odpowiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Zapewne zawinił
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy, nr 77