Smutno i straszno. Po obejrzeniu "Biednego B.B." w warszawskim Teatrze Syrena trudno sobie wyobrazić, że Bertolt Brecht byt wielkim pisarzem, a już z pewnością niezłym lirykiem. Choć rozumiem ambitne intencje realizatorów, to z przykrością muszę odradzić Państwu wizytę na ul. Litewskiej. Czemu? Bo po pierwsze przedstawienie jest długie (ponad 90 minut) i grafomańskie. A także i dlatego, że mogą państwo wynieść z niego mylne wyobrażenie o twórczości i osobie autora "Opery za trzy grosze". Lena Szurmiej i Ryszard Marek -Groński (autorzy scenariusza) zamierzali opowiedzieć za pomocą songów Brechta z muzyką Kurta Weilla biografię niemieckiego pisarza, ukazać tło ideowe epoki przełomu, w której przyszło mu żyć. Faszyzm, komunizm, środowisko berlińskich drobnomieszczan, dekadenckie kabarety, tingiel-tangle, nadscenki. Jednak już scenografia Barbary Kędzierskiej "rozbraja" akcję i ironiczne sensy słów Brechta. Czerwone "nówki" cegłówki, kotary
Tytuł oryginalny
Faworki z Brechta
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski nr 40