Szatan najpierw się o nas otarł, a potem został na dłużej. Najpierw był Mefisto - niemiecki artysta zaprzedany demonowi hitlerowskiej władzy. Teraz jest Woland - mistrz czarnej magii, na kilka dni burzący złowrogi porządek ludzi i rzeczy w stalinowskiej Moskwie lat trzydziestych. Tak, jak kilka lat temu pędziliśmy do kina, by obejrzeć film Istvana Szabo Mefisto, tak teraz wystajemy w kolejkach, by obejrzeć diabelskie żarty z moskiewskich redaktorów i funkcjonariuszy, by wysłuchać dysputy Piłata z Jeszuą i zobaczyć miłość kobiety gotowej pójść do piekła dla prawdziwego artysty. Adaptacje Mistrza i Małgorzaty Michaiła Bułhakowa na naszych scenach gonią jedna drugą. I co ciekawsze, wygląda na to, że cały świat - ten nasz, na wschód od Łaby - odnajduje się w sylogizmach Wolanda i przygląda się sobie podczas pokazu czarnej magii. Jak inaczej rozumieć fakt, że Węgrzy pokazali nam swą wersję Mistrza na Spotkaniach Teatralnych, że Niemcy z NRD pr
Tytuł oryginalny
Faust, Woland i Nasze Varietes
Źródło:
Materiał nadesłany
Dialog nr 10