"Faust" w reż. Roberta Wilsona w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Daniel Cichy w Tygodniku Powszechnym.
Robert Wilson w teatrze operowym przemawia własnym językiem. Niechętnie odwzorowuje na scenie zawartą w partyturze historię, nie dba przesadnie o treść dzieła i jego konteksty, unika interpretacji, zaś w szkicowaniu scenografią i światłem przestrzeni ucieka od dosłowności. A wszystko w imię misternie skonstruowanej sekwencji pieszczących wzrok obrazów, które mają towarzyszyć dźwiękom. Bo Wilson rezygnuje z teatralnych ornamentów, nawet tradycyjnie pojmowanej dramaturgii, by oddać cześć muzyce. Tyle tylko że wyciągniętą dłoń amerykańskiego reżysera muszą bez kompleksów uchwycić śpiewacy, dyrygent i muzycy. Jeśli tego nie zrobią, widz otrzyma spektakl kulawy - adorujący oko, irytujący ucho. Szkoda więc, że długo oczekiwana inscenizacja "Fausta" Charlesa Gounoda okazała się sukcesem połowicznym. I nie jest temu winna orkiestra, która pod batutą Gabriela Chmury grała z niekłamanym entuzjazmem. Dyrygent dopilnował, aby partytura zosta�