"Wędrowiec" w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Małym w Warszawie. Pisze Antoni Winch w Teatrakcjach.
Jest wigilijny wieczór. James "Sharky" Harkin, główny bohater dramatu Conora McPhersona, Wędrowiec, mieszka ze starszym bratem, Richardem, w mieszkaniu przypominającym melinę. Prędzej czy później zmienia się w nią każde miejsce, w którym przez dłuższy czas żyją dwaj alkoholicy, i do którego zapraszają oni swoich, również nie wylewających za kołnierz, znajomych. James chce za wszelką cenę wprowadzić do wnętrza nieco świątecznego nastroju, przynosi więc choinkę, a zaraz po niej lampki. Wydaje się, że swoją wigilię spędzi na rozplątywaniu elektrycznych przewodów i słuchaniu zrzędzącego brata. Sytuacja ta nie jest w stanie dać dramatowi życia, choć w życiu może być uważana za dramatyczną. Dlatego fabuła sztuki McPhersona się na niej nie wyczerpuje, chociaż przez długi (i chyba zbyt długi) czas wszystko wskazuje na to, że irlandzki dramaturg właśnie o "pieprzonym życiu", jak ujmuje to z właściwą sobie dosadnością Richard, napi