"Święta Joanna szlachtuzów" w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Po pierwszych aktorskich kwestiach na premierze "Świętej Joanny Szlachtuzów" w Teatrze Miejskim w Gdyni pomyślałem, że chyba pomyliłem przedstawienia. Wiadomo przecież, jak powinien brzmieć na scenie tekst Brechta. Miks kabaretu, musicalu i teatru absurdu - tak to powinno wyglądać. Tymczasem aktorzy w przedstawieniu Jarosława Tumidajskiego recytują Brechta tak, jakby to był Szekspir. Podniośle wygłaszają frazy o konkurencyjnej walce między producentami konserw mięsnych i o technikach bicia świni, jakby to były wydarzenia z kronik szekspirowskich. Tumidajski wystawił nieznany na polskiej scenie tekst - w Gdyni ma on swoją prapremierę - niemal tak, jakby to był antyczny dramat. Tyle że rozgrywający się współcześnie. Z czasem widz zaczyna się oswajać z deklamatorskim tonem przedstawienia, a nawet zauważa, że jest ono w całości rodzajem turnieju recytatorskiego. Bohaterowie ustawiają się w świetle reflektorów, mówią na dawany skądś sygna�