Gdyby nie niezwykłe przywiązanie do życia, głowę bym dał sobie uciąć, że Krzysztof {#os#8022}Warlikowski{/#} chciał dobrze. Młody reżyser posłużył się Heinrichem von Kleistem, Krystianem Lupą, XIX-wiecznym malarstwem i własną inwencją po to, by opowiedzieć, co go przeraża i napawa nadzieją. Zamiast tej opowieści widzowie dostali jednak obrazkową wersję opowiadania Kleista, niezamierzoną parodię Lupy i żelazne świadectwo reżyserskiego niepowodzenia. Osobiście nie mam nic przeciwko adaptacji czegokolwiek, a tym bardziej opowiadań. Żerowanie współczesnych reżyserów na cudzej prozie przypomina bliźniacze procedery wielkich przedstawicieli dawnego dramatu, którzy korzystając z gotowych historii tworzyli sztuki podpisane własnym nazwiskiem. Patronem takiej postawy może być sam William Szekspir. Ale Szekspir, gdyby dożył, załamałby ręce nad dziełem Warlikowskiego. Trzeba było sporo wysiłku, by ze znakomitego opowiad
Tytuł oryginalny
Fatalne zauroczenie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta w Krakowie Nr 51