"Balkon" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku - dodatku Kultura.
W Wałbrzychu nie zdarzyło się nic pikantnego. "Balkon" Artura Tyszkiewicza mógł być spektaklem błyskotliwym, obrazoburczym, śmiałym i seksownym. Wyszło kabaretowo i nudno. Po Watergate, po aferach Lady D. i duetu Clinton/Lewinsky społeczno-polityczne analizy Geneta brzmią niczym sowieckie czytanki na temat zwyrodniałego kapitalizmu. Jeśli dodam, że dziwki z burdelu "Wielki balkon" nie ściągają majtek podczas kopulacji, a mężczyźni paradują w brudnawych gaciach albo pokazują tłuste tyłki, złaknionym sztuki lub erotyki pozostanie "Playboy" lub "CKM". Pomysł Artura Tyszkiewicza wydawał się efektowny. Teatr zaczyna się na proscenium: lustra, krzesełka, przybory toaletowe. Teatr wdziera się pomiędzy nas. Sen o złu. Sen o niespełnieniach. O miejscu poza czasem, w którym można wyśnić swój los. Kosmiczna czerń i dekoracje - ni to mansjony, ni witryny w amsterdamskiej dzielnicy czerwonych latarni "Wielki balkon" to miejsce szczególne. Spotykają się