"Gorzkie łzy Petry von Kant" idą w łódzkim Teatrze im. Jaracza kompletami. Wprawdzie zjawisko dotyczy małej sceny, lecz - co tu dużo mówić - nie zawsze teatrom udaje się zapełnić nawet tych kilkadziesiąt miejsc sprzedażą "z kasy". Skoro jest tak dobrze, pojawia się pytanie o przyczynę i cenę sukcesu. Rzeczywiście coś w tym jest. Spektaklowi towarzyszy atmosfera obyczajowej sensacji, która zawsze, także w tym wypadku, działa na popyt stymulująco. Ale takie wyjaśnienie byłoby niepełne i dla teatru krzywdzące. Sztuka nieżyjącego już Rainera Wernera Fassbindera, bodaj najwybitniejszego przedstawiciela młodego kina zachodnioniemieckiego, znanego nam raczej ze słyszenia i paru filmów niż ze swego ogromnego ilościowo dorobku teatralnego, na pierwszy rzut oka wydaje się cokolwiek egzotyczna, choć dzieje się w niedalekiej Kolonii. Otóż jej tytułowa bohaterka Petra von Kant, sławna projektantka mody, kobieta atrakcyjna, energiczna, inteligentna, nieza
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 3