- Po spektaklu "Prymas w Komańczy" miałem telefony od ludzi niezwiązanych z Kościołem z gratulacjami i ze słowami zachwytu. Bardzo mnie to zastanowiło, dlaczego. Niestety, takie tematy i takie spektakle są jeszcze dla niektórych środowisk bardzo niewygodne - mówi PAWEŁ WOLDAN, reżyser spektaklu pokazywanego na Scenie Faktu Teatru TV.
Piotr Czartoryski-Sziler: Wielkie wrażenie zrobił na wielu osobach Pana spektakl o Prymasie Tysiąclecia prezentowany w Telewizji Polskiej w ramach Sceny Faktu. Dostaje Pan listy, słowa uznania i zachęty do tworzenia następnych filmów? Paweł Woldan: Po spektaklu "Prymas w Komańczy" miałem telefony od ludzi niezwiązanych z Kościołem z gratulacjami i ze słowami zachwytu. Bardzo mnie to zastanowiło, dlaczego. Niestety, takie tematy i takie spektakle są jeszcze dla niektórych środowisk bardzo niewygodne, były więc i napaści na mnie, np. w "Gazecie Wyborczej". Rozumiem, że komuś spektakl może się nie podobać. Jeśli to jest zdanie recenzenta czy recenzentki to dobrze, ale jeśli jest to napisane na zamówienie to już gorzej. We wspomnianej gazecie pewna pani po obejrzeniu "Prymasa w Komańczy" zarzuciła nam dokonanie intelektualnych manipulacji podobnych do tych, jakie stosowali propagandziści okresu, o którym opowiada nasz film, a zderzenie w nim prymitywnych