Istnieje taka chęć u recenzentów teatralnych, dziwna zupełnie, by być zapamiętanym przez potomnych jako ten, który odkrył jakiegoś twórcę, nazwał pokolenie - pisze Bartłomiej Miernik w felietonie dla e-teatru.
Bywają nazwy trafne jak Koeniga "młodzi zdolni", bywają także głupawo odtwórcze jak Gruszczyńskiego "młodsi zdolniejsi", czy Pawłowskiego "Pokolenie porno". Po prawdzie z tego pokolenia niewiele zostało, bo sklejone naprędce indywidualności reżyserów czy dramatopisarzy nie dialogowały w jednej wspólnotowej formule. Chełpi sie Maciej Nowak z akuszerowania Demirskiemu i Strzępce, wizjonerzy "Didaskaliów" rozbujali kołyskę z Rubinem i Borczuchem, a naczelny miesięcznika "Teatr" drukuje kolejne wywiady z Passinim. Długo się zastanawiałem, wahałem czy wypada mi napisać o moim małym odkryciu ostatnich miesięcy, o reżyserze Wojciechu Farudze. By przypadkiem nie być posądzonym o lobbowanie (nie znam Pana Wojtka). Na szczęście, Paweł Sztarbowski zdjął ze mnie brzemię odkrywcy, pisząc mi niedawno, że kibicuje Panu Wojtkowi, że ceni i że odkrył talent. A jako, że ja się do tego odkrywania wcale nie palę, to z miłą chęcią oddam Pawłowi pałecz