"Ślubu nie będzie" Raya Cooneya i Johna Chapmana w reż. Pawła Pitery w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.
Słowa mistrzów Raya Cooneya i Johna Chapmana Teatr Nowy wpisał na premierowe zaproszenia: "Zaśmiać się na pogrzebie to nietakt, nie śmiać się na farsie - to prawdziwa żałoba". Przekładając to na wrażenia po spektaklu "Ślubu nie będzie" wypada uznać, że były to dwie godziny w domu przedpogrzebowym. W pierwszej, długiej części, do (u)śmiechu nie było powodów, więc radosnych braw przed przerwą też nie było. W drugiej, znacznie krótszej, farsowe zamieszanie dało parę okazji do zabawy. Historia przygotowań do ślubu: zakręcona familia, tatuś panny młodej, któremu zamążpójście córki zbiegło się z erupcją pomysłów na przeprowadzenie kampanii reklamującej biustonosze... Unikając zdradzania przyczyn i skutków zamieszania, dodam tylko, że w splot zdarzeń wpisze się urokliwa tancerka i za jej sprawą to, co realistyczne, spotka się z rewiowym (w duchu Ginger Rogers i Freda Astaire'a). Gwiazdeczka z lat 20 w interpretacji zwiewnej Lucyny Szi