"Farsa z Walworth" w reż. Adama Orzechowskiego na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Muszę zacząć od przestrogi: "Farsa z Walworth" Endy'ego Walsha to nie żadna farsa. Już bliżej jej do horroru. A najbliżej do jarmarcznego Domu Strachów. W Domu Strachów jest i strasznie, i śmiesznie. W "Farsie" stężenie absurdu jest tak duże, że trudno się czasem nie śmiać. Na premierowym przedstawieniu w Teatrze Kameralnym sala chichotała na przykład, gdy Krzysztof Matuszewski tłukł Piotra Chysa blachą do pieczenia z taką siłą, że blacha aż się powyginała. A na pewno nie była z teatralnej tektury. Tylko - co w tym śmiesznego? Reżyserowi Adamowi Orzechowskiemu udało się i w tej scenie, i nie w niej jednej zresztą, osiągnąć efekt, o który - podejrzewam - autorowi najbardziej chodziło: śmiechu i grozy. Krzysztof Matuszewski to Dinny, irlandzki budowlaniec, który przed wieloma laty przyjechał do Londynu w poszukiwaniu pracy i życiowego fartu. Piotr Chys to jego syn Sean. Jest jeszcze jeden syn, Blake (Grzegorz Falkowski). I jest ich mie