"Wszystko w rodzinie" Raya Cooneya w reż. Giovanny'ego Castellanosa w Teatrze Powszechny w Łodzi. Pisze
Łukasz Kaczyński w e-kalejdoskopie.
Można wystawiać farsy, a można po prostu robić dobre przedstawienia. "Wszystko w rodzinie" w Teatrze Powszechnym to ten drugi przypadek. Kilka lat temu w poważnej gazecie autorka recenzji w jednym z pierwszych zdań przyznała z rozbrajającą szczerością, że nie lubi oglądać komedii w teatrze. Potem była eksplikacja (bo reżyserzy wystawiają je niedbale, a widzów bawią proste chwyty) i finalna ocena (wiadomo, niekorzystna). Jaką niechęć muszą zatem budzić farsy. Oczywiście mogą, zwłaszcza gdy są źle wystawione. Co znaczyłoby "źle"? Nieśmiesznie - lub za śmiesznie (przez odwoływanie się do tego co niskie, co odbieramy jako żenadę). Z pretensją - do poszukiwania nowego języka farsy lub do pozostawania wiernym tradycyjnym wzorcom. Bez pomysłu - bo "wszystko jest w tekście" (ewentualnie z nadwyżką pomysłów własnych). A przecież farsa, także w oczach jej admiratorów, to goły sceniczny mechanizm, czyste dzianie się pozbawione sfery, powiedzmy