„Czego nie widać" Michaela Frayna w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Komedia w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.
Farsa to najpoważniejsze zadanie w teatrze, to właściwie egzamin dla wszystkich: aktorów, techników, reżysera. Często niedoceniana albo lekceważona, wymaga skupienia, precyzji i żelaznej dyscypliny. Tylko wtedy się udaje. Tak jak w Teatrze Komedia, gdzie farsę o farsie, czyli „Czego nie widać" Michaela Frayna wystawił Piotr Cieplak.
Wszyscy grają wyśmienicie, bo w farsie tylko granie wyśmienite wchodzi w grę. Tak więc Eliza Borowska jest skłonną do popadania w depresję pokojówką, Sławomir Grzymkowski znerwicowanym reżyserem, Oskar Hamerski aktorem z wątpliwościami, Adam Ferency starym wyjadaczem teatralnym nadmiernie przywiązanym do butelki, Anna Smołowik oderwaną od realiów marzycielką, Rafał Zawierucha podwójnie zawiedzionym uwodzicielem, Lidia Sadowa najprzytomniejszą w tym gronie weteranką sceny o żelaznych nerwach, Agnieszka Skrzypczak płaczliwą inspicjentką i Maciej Czerklański niedospanym aktorem drugiego planu. Razem przygotowują premierę farsy, czas goni, a wszystko się sypie. Cała sztuka w tym, by utrzymać rytm, aby bez chwili wytchnienia farsa mknęła do przodu. A ponieważ tak się dzieje, płaczowi ze śmiechu nie ma końca, a wraz ze śmiechem rośnie zadowolenie publiczności.