Rozgrywkami Euro 2012 w Polsce żyliśmy przez ostatnie tygodnie prawie wszyscy. Nic dziwnego, że teatr spróbował część z tych emocji zagospodarować - pisze Łukasz Drewniak w Tygodniku Powszechnym.
16 czerwca rano przypomniała mi się taka, futbolowa par excellence, historia. Grecki herold wysłany do Aten po przegranej bitwie z Macedończykami przybiegł do miasta i powiedział: "Wygraliśmy!". Ludzie bawili się na ulicach do białego rana. O świcie wrócili pierwsi poranieni i załamani żołnierze. Zdumiał ich widok uradowanych mieszkańców. Archonci chcieli herolda skazać na śmierć, a ten bronił się: "Po co miałem mówić prawdę? Co by to zmieniło? A tak dałem wam jedną noc szczęścia". Może i my powinniśmy mieć jedną taką noc? Noc skłamanego futbolowego spełnienia? FINISAŻE MUNDIALOWE Futbol nie pojawił się w polskim teatrze dopiero za sprawą Euro. Od czasu do czasu trafiały do repertuarów sztuki Stanisława Bieniasza ("Transfer"), Jerzy Fedorowicz grał w Krakowie monodram "Póki piłka w grze" Thomasa Brussinga, monolog zgorzkniałego trenera-nieudacznika, sześć lat temu Ula Kijak przygotowała niezależną produkcję "Bądź mi opoką"