"Yentl" w reż. Tibora Miklosa w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Polsce Dzienniku Łódzkim.
W łódzkim Teatrze Muzycznym trwa remont sceny i widowni. Dyrekcja jednak czyni usilne starania, by widzowie nie zapomnieli adresu. Na tę okoliczność przygotowała drugą już w tym sezonie premierę, w warunkach iście spartańskich. Wyczyn sam w sobie godny uznania. Ale wyłącznie sam w sobie, bo spektaklem "Yentl" w Muzycznym strzelono sobie gola do własnej bramki. Na scenę zaimprowizowaną w sali dawnego bufetu wiodą schody. By dostać się do salki trzeba przejść przez górne foyer. A tam, na oczach widzów, panna siedząc po turecku na podłodze nalewała czerwone wino do kieliszków (zapewne z nich pili je goście po premierze). Kieliszki, jak panna, też na poziomie podłogi. Przedstawienie ten poziom utrzymało. Jeśli reżyser spektaklu Tibor Miklos wziął już honorarium, winien je zwrócić, by ratować resztę honoru. Takiej indolencji inscenizacyjno-reżyserskiej nie pokazano w Łodzi dawno. Nie lepiej gdy rozpatrywać tropy interpretacyj-ne, choć to naz