Skutkiem spektaklu "Klątwa" jest prokuratorskie śledztwo, telefony i maile z pogróżkami, zwolnienie wydawczyni z TVP Kultura i zawieszenie dziennikarki. Gdzie jeszcze na świecie teatr ma taką siłę? - pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Spektakl "Klątwa" w reżyserii Olivera Frljicia w warszawskim Teatrze Powszechnym widziało na pięciu pokazach góra półtora tysiąca widzów i każdy kończyła owacja na stojąco. Ale - jak to zwykle bywa w takich sytuacjach - najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy przedstawienia nie widzieli i oglądać nie zamierzają. Im do rozpalenia świętego ognia oburzenia wystarczyły wyrwane z kontekstu sceny, pokazane w telewizji publicznej i wrzucone do internetu nielegalne nagrania komórką. Na ich podstawie rzecznik Konferencji Episkopatu Polski uznał, że spektakl "wypacza pojęcie sztuki i piękna", a odpowiedzią na niego "niech będzie modlitwa wynagradzająca za bluźnierstwo". Rzeczniczka PiS Beata Mazurek orzekła, że "sztuka "Klątwa" to pogwałcenie wszelkich zasad i nie powinna być finansowana z publicznych pieniędzy". Z okazji skorzystał nawet Marian Kowalski, do niedawna w Ruchu Narodowym. Poszedł jeszcze dalej, nawołując do likwidacji Ministerstwa Kultury