W dzisiejszym świecie talent to rzecz względna, o czym z łatwością przekonamy się oglądając telewizję. Aktorzy, piosenkarze, prezenterzy tańczą na parkiecie, na lodzie, śpiewają - wielu znanych i lubianych bierze się za rzeczy, których nie potrafią. Ten koszmarny trend przedarł się jednak ze szklanego ekranu... prosto do kieleckiego teatru - o "Małym księciu" w reż. Piotra Szczerskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.
W dzisiejszym świecie talent to rzecz względna, o czym z łatwością przekonamy się oglądając telewizję. Aktorzy, piosenkarze, prezenterzy tańczą na parkiecie, na lodzie, śpiewają - wielu znanych i lubianych bierze się za rzeczy, których nie potrafią. Ten koszmarny trend przedarł się jednak ze szklanego ekranu... prosto do Teatru im. Żeromskiego w Kielcach i najnowszego przedstawienia "Mały Książę" w reżyserii Piotra Szczerskiego. Reżyser i dyrektor kieleckiego teatru zdecydował się na inscenizację niezwykłej prozy Antoine'a de Saint Exupery'ego z powodu inspirowanych "Małym Księciem" piosenek z muzyką Seweryna Krajewskiego do tekstów inspicjentki i sulferki kieleckiego teatru Renaty Głasek-Kęski. Skoro te muzyczne utwory były podstawowym pretekstem spektaklu, powinny być jego największą siłą. Były jednak największą słabością. Muzyka jest miła i nastrojowa. Z tekstami już gorzej. Rażą zwłaszcza częstochowskie rymy, zabijające poetyk