Lało minęło półmetek, a w Teatrze "Wybrzeże" wciąż jeszcze odbywają się przedstawienia. Przerwa urlopowa rozpocznie się wprawdzie niebawem, lecz będzie krótsza niż zazwyczaj. Za to mijający sezon artystyczny był wyjątkowo pracowity. Przyniósł bowiem aż dziesięć premierowych przedstawień. Dziesiąte i ostatnie odbyło się w środę wieczorem, a powtórzone zostało w czwartek. Można oczywiście zapytać o sens przygotowywania inscenizacji na jedynie dwa spektakle, bo przecież po wakacjach przedstawienie trzeba będzie już wznowić. Sens był oczywisty. Ostatnia premiera "Wybrzeża" w tym sezonie to "Wesołe kumoszki z Windsoru" Williama Szekspira, wzbogacające program trwających już od tygodnia Gdańskich Dni Szekspirowskich.
Przygotowywane w pocie czoła (dosłownie, bo upały towarzyszyły zarówno próbom jak i przedstawieniom) wypadło nieźle, chociaż nie ukrywam, że oglądałam je z mieszanymi uczuciami. Z uznaniem dla inwencji scenografa, Tomasza Dobrowolskiego, któremu tak w dekoracji jak i w kostiumach udało się osiągnąć efekt elegancji i prostoty, nie gubiąc przy tym klimatu epoki. W scenicznej przestrzeni świetnie i nader oryginalnie "zagrało" koło czasu (a może fortuny), obrotami znaczące bieg zdarzeń, pełne detali w kontraście do niemal surowej konstrukcji, uniwersalnej, z powodzeniem sugerującej i wnętrze domów, i tło windsorskiej ulicy. Trudno też było nie docenić aktorów. Nie uśmiechnąć się, gdy zabawnie, każdy w innym stylu, kaleczą mowę: wielebny Evans, Walijczyk, wiejski proboszcz (Jerzy Łapiński) i Galijczyk, doktor Caius (Dariusz Darewicz). Nie zaśmiać się serdecznie z przebiegłości pani Prędkiej (Barbara Patorska), sprytnych konceptów pani Ford