Czasami czuję się jak pozarządowy żebrak, sowizdrzał. Trzeba włóczyć się po różnego rodzaju instytucjach i - nazwijmy rzecz po imieniu - jest to zwyczajna żebranina. Polityka kulturalna jest w Polsce taka, że jej po prostu nie ma. Można na przykład robić coś, co zbiera bardzo dobre recenzje, ale nikt tego nie wspiera i nie ma to dalszego ciągu. Dlatego moja sytuacja przypomina sytuację takiego wędrownego sowizdrzała, który musiał chodzić, błagać. Ale tak naprawdę ja się w tym dobrze czuję. Jestem niezależny. Nie mam tutaj nic ani nikogo nad sobą - mówi Wiesław Hołdys, rezyser i twórca Teatru Mumerus w portalu netbird.pl
O sowizdrzałach, kulturze niezależnej i nachalnym uwspółcześnianiu mówi w rozmowie z Netbird.pl Wiesław Hołdys - reżyser i twórca Teatru Mumerus. Rozmawiamy po premierze "Święta głupców, czyli walki Karnawału z Postem" [na zdjęciu]. W Pana przedstawieniach widać, że ma Pan wizję teatru wędrownego. Z drugiej strony podkreśla Pan, jak bardzo jest dla Pana ważna literatura sowizdrzalska. Czy czuje się Pan w teatrze jako sowizdrzał? - Tak. Teatr Mumerus, który prowadzę, jest instytucją pozarządową. Sowizrzałowie też byli pozarządowi. Mumerusa założyłem ze znajomymi dziesięć lat temu, kiedy po równych dziesięciu latach pracy w teatrze instytucjonalnym - jako reżyser, a także przez rok jako dyrektor teatru w Tarnowie - doszedłem do wniosku, że sytuacja w kulturze, w teatrze, dochodzi do pewnego kresu, do granicy, której nie będę w stanie przekroczyć. To, co chciałem robić, czyli spektakle oryginalne, w jakiś sposób awangardowe, a prz