Jak sprawić, żeby zamknięta kopalnia w weekendy była równie zatłoczona jak centrum handlowe, choć nikt nie przyjeżdża tu na zakupy? - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
Stoję na dachu hali płukania węgla w Zollverein, jednej z największych kopalni w Europie. Z wysokości 10. piętra widać całą okolicę: wieże kościołów w Bochum, biznesowe centrum Essen ze szklanymi pudłami wieżowców i ciągnące się po horyzont hałdy. Przez 150 lat tutaj biło serce Zagłębia Ruhry. Spod ziemi codziennie wyjeżdżało na powierzchnię 12 tysięcy ton węgla, który trafiał do pobliskiej koksowni i dalej, do stalowni i hut w Essen. Codziennie tysiąc górników po szychcie szło na sznapsa do jednej z piwiarni, które mieściły się tuż za kopalnianą bramą. Piwo było tu obok węgla najważniejszym produktem. Dzisiaj nie ma już piwiarni, bo nie ma górników. Ostatnia tona węgla wyjechała z Zollverein w 1986 roku. Wydobycie stało się nieopłacalne, kiedy rynek zalał tani węgiel z Chin i Brazylii. Lokalną gospodarkę dobił ostatecznie kryzys w przemyśle stalowym z początku lat 90. Przemysłowe centrum Niemiec potrzebowało zmian. Z po