- Śpiewak operowy musi być przekonujący pod względem aktorskim, inaczej polegnie. Zawsze, kiedy śpiewam, zerkam na pierwsze rzędy na widowni. Jeśli nikt nie śpi, to jest dobrze - rozmowa z mezzosopranistką, solistką Opery Nova w Bydgoszczy, odtwórczynią roli Małgorzaty w "Potępieniu Fausta", spektaklu który zainaugurował trwający właśnie XXII Bydgoski Festiwal Operowy.
Po premierze zebrała Pani znakomite recenzje, swoim głosem wręcz oczarowała Pani publiczność, jak przygotowywała się Pani do roli Małgorzaty? - Trudna partytura, karkołomne partie wokalne to powody, dla których większość solistek ucieka od tej roli. A ja sama zaproponowałam moją kandydaturę dyrektorowi Maciejowi Figasowi, ale ostateczną decyzję o obsadzie podjął reżyser Maciej Prus. Zrobiłam to, bo chciałam się rozwijać wokalnie, a rola Małgorzaty to wielkie wyzwanie. Przygotowywałam się do niej od lutego. To dość wrednie napisana partia, trudna technicznie. Jest niewygodna dla głosu, bo trzeba balansować między mezzosporanem a sopranem. Dodatkowo bardzo trudny muzycznie był tercet, który wymagał ogromnego zgrania. Wystarczyło, że jeden z nas źle by zaśpiewał i reszta posypałaby się. Razem z Szymonem Komasą (Mefisto) i Łukaszem Załęskim (Faust) ćwiczyliśmy codziennie, aż do perfekcji. Świetnie się z nimi pracowało. Obaj są bardz